Szkolny przegląd
talentów muzycznych, czyli o ch#j ci chodzi?!
„-Hej, mam świetny
pomysł! Załóżmy zespół!”
To jakże sztampowe,
serialowe wręcz zdanie, może być pięknym początkiem.
Wypowiedział je siedząc na plaży Venice Beach w Kalifornii, Ray
Manzarek, do Jima Morrisona, i tak powstało The Doors, ale... to
samo zdanie wypowiedziało prawdopodobnie milion innych osób, którym
zamarzyło się występować przed tłumami, i grać muzykę, ale
które to osoby powinny raczej zamilczeć owego feralnego dnia gdy
wypowiadały te słowa.
Po co komu taki zespół?
Dla kogo jest ten zespół? O nich tu dziś będzie. Oczywiście to
nie jest jakieś odkrywcze stwierdzenie, że „śpiewać każdy
może, ale nie każdy powinien to robić publicznie”, ale w
ostatnim czasie jestem świadkiem takiego nasilenia tego zjawiska
nijakości, że mam wrażenie, iż naprawdę duża liczba osób
zajmujących się muzyka, nie jest świadoma tego co robi!
Zaczyna się tak:
przychodzisz na koncert. Na scenę wychodzi zespół, i już wiesz,
że mogą w tej samej chwili zejść. Mentalne skarpety do sandałów!
Nijakość i miałkość, no bo:” hej, moja koleżanka tak
zajebiście śpiewa bierzemy ja na wokal, ja na wiośle, a Marian na
basie. Nie mamy perkusisty, spoko Andrzej się nauczy, i będziemy
grać. A co? Covery!” Nie, nie grać, odgrywać, odrysowywać, bez
pomysłu i bez przekonania. Laska coś zawyje, „chłopaki”
dojebią solóweczke (jakże często jakże czerstwą) i będzie
gicior! Przyjdą nasze koleżanki, odstrojone jak na studniówkę, i
będzie faaaaajnieeee! Wpadną koledzy, poskaczą pod sceną i będą
krzyczeć jakieś nasze wspólne śmiesznostki, co to tylko my je
rozumiemy, i tak będziemy się kisić we własnym sosie. A po
koncercie wypijemy piwko, i pogadamy o muzyce: co jest lepsze
Metallica, z Killem All, czy ta z Czarnego Albumu?
Nuda na maxa! Zastanawiam
się o co właściwie chodzi takim ludziom, którzy zakładają
zespół i reprezentują sobą marny poziom. Wciąż w tym tkwią, i
tępo naśladują, odwzorowują i powielają schematy. Trochę
obiektywizmu, i samoświadomości proszę państwa. Zespół który
nie ma na siebie pomysłu, nie powinien istnieć. Powinni się
rozwiązać, zanim powstaną. Rozwiązanie zespołu powinno przyjść
już na etapie powstania myśli o założeniu rzeczonego. Muzyka, to
nie tylko odgrywanie lepiej czy gorzej sekwencji dźwięków, ale
istnienie na scenie. Z jakiegoś powodu zaskakująco często brak tej
świadomości wielu zespołom, na których koncertach miałem okazję
być. Oni dalej wychodzą w kapciach na scenę, i grają tę swoją
muzyczkę do umysłowej windy. Moim zdaniem koncert jest całością,
skończonym widowiskiem w którym pojawia się inna płaszczyzna
obecności. Muzyka powinna być podróżą, rytuałem, sztuką.
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to takie nju ejdżowe mambo
dżambo, i szamanizm. Dobra, zgadam się z Davem Grohlem, który
powiedział, że najlepsze co można zrobić zakładając zespół to
znalezienie starych gratów, i długi okres żenady na koncertach na
które przychodzą znajomi posłuchać jak kumple rzępolą, ale na
końcu tego okresu zdobywa się doświadczenie owocujące tym że po
latach jest się członkiem zespołu Nirvana. Tak to naturalna droga.
Ale w tę podróż należy zabrać otwarta głowę i chęć do
przekraczania granic. Tylko w ten sposób można mieć prawo do
jakiegokolwiek pojawiania się na scenie. Nikt was nie potrzebuje w
takiej postaci jaką sobą reprezentujecie. Jaki ma sens granie
muzyki tła? Takie knajpiane pitu pitu, i etos barowego grajka
wyjadacza co to jest drugim Ryśkiem Riedlem, to coś czego bardzo
nie lubię. To samo tyczy się oczywiście kolejnych pseudo Nergaili,
i rzeszy innych naśladowców, bo miernota jest transgatunkowa, i nie
demokratycznie nie uprzywilejowuje żadnego muzycznego nurtu.
Jeżeli więc myślisz
sobie w tej chwili: „ hej załóżmy zespół będzie fajnie, miło
i będziemy się dobrze bawić!” To bardzo cię proszę, baw się
dobrze ale w domu. Siusiakiem.
MICHAŁ